niedziela, 31 maja 2015

02. Niepewność

Głucha cisza rozlega się wokół mnie. Leżę wpatrzona w sufit. Nic nie jest w stanie przeszkodzić mi w tej chwili. Mam milion myśli, w których ledwo co się łapię. Moja ręka już zdrętwiała od wiszenia. Wstanę, wyjrzę przez okno. Rozprostuję kości.
No tak. Jednych okradają, drugich aresztują, innych biją. Wszystko to widać z mojego okna. Dlaczego ten widok mnie już nie wzrusza? Czemu nie współczuje tym twarzom, które patrzą się na mnie i błagają, krzyczą o pomoc ? Przyzwyczaiłam się? Czy stałam się bezduszną egoistką, która myśli tylko o sobie? Nie wiem, nie wiem co ze mną jest. Mam mieszane uczucia. Wszystko jest dla mnie takie ... obojętne. 
W pewnym momencie odłączyłam się od dotychczasowej rozmowy ze sobą i skupiłam wzrok na kartce, która wystawała z kieszeni kurtki Alka. Nie wiem co takiego się stało, że akurat ona przykuła mą uwagę. Jednak ciekawość była silniejsza. Poszłam po nią. Wiem, że nie ładnie jest grzebać w czyichś rzeczach, ale Alek śpi, wszyscy śpią ... nikt się nie zorientuje, że ją tknęłam. 
Właśnie doszłam już do jego kurtki  i nagle ... skrzyp ! Podłoga w tym momencie zaskrzypiała, a to zaskutkowało gwałtownym obróceniem się Alka. Uff nie obudził się. Muszę być ostrożniejsza. 
Udało mi się wyjąć kartkę. Jestem ciekawa co  w niej jest, bo jest nieźle 'opakowana'. 
*kilka minut później
Mam ! W końcu się do niej 'dokopałam'. A więc ... 
''Ja Aleksander Zawadzki przyrzekam być wiernym krajowi swemu i przyrzekam, że uczynię wszystko co mi każe władca, bez żadnego sprzeciwu. Dołożę starań aby Niemcy stały się potęgą militarną, aby przejęły wszelką władzę nad światem. " I na dole jego podpis.
Co to ma być?! Czy Alek nas wszystkich oszukał i ma złe zamiary? Nie, ja nawet nie chcę o tym myśleć. W środku znów rodził się strach i ta niepewność czy on po prostu odgrywa rolę grzecznego i dobrego chłopaka czy jest po naszej stronie. 
Stałam przez kilka minut jak wmurowana. Źrenice  utknęły w jednym punkcie, a ciało ani rusz. Moje serce waliło jak młot, ale nie odczuwałam tego w tamtym momencie. Po prostu stałam ... I tak stojąc, nie zauważyłam jak Alek się obudził. Gdy podszedł do mnie ja odskoczyłam z lekkim strachem. Patrzyłam mu się głęboko w oczy. Jednak były one takie jak zawsze -przyjazne, miłe, a strachu ani zmieszania w nim nie widziałam. 
Złapał mnie za ręce. Nie wiem co powiedzieć. Stoję cicho, bo nie wiem co chce mi zrobić, ale jego gesty nie wskazywały na to aby miał wobec mnie złe plany. 
- Posłuchaj Magda.
 Nie chciałem abyś natknęła się na ten papierek. Możesz teraz myśleć o mnie najgorsze rzeczy, ale ja nie mam złych zamiarów. Zaprzyjaźniłem się z wami i razem z wami chcę walczyć i pomagać. Nie chcę nikogo krzywdzić, tym bardziej ciebie. Jesteś wspaniałą dziewczyną i myślę, że ktoś, kiedyś to doceni, bo jestem pewien, że tak będzie. Los płata nam różne figle, ale damy sobie radę. Razem raźniej. Ten dokument, który przeczytałaś to krótki zbiór kłamstw dzięki którym jeszcze żyję. W czasie gdy owo pomagałem Niemcom tak naprawdę ratowałem życie naszym ludziom. Żołnierze myśleli, że zaprowadzam tych ludzi na ich ostatni spacer, a wcale tak nie było. Pokazywałem, którędy mają uciekać. Uwierz mi. Ten stek bzdur na kartce bardzo mi pomaga, bo gdy gdzieś jestem i ją im pokażę oni uważają mnie za przyjaciela, a nie wroga. I mogę zdziałać wtedy wiele dobrych rzeczy. Jednak nie zapomnę tej chwili gdy musiałem zabić niewinnego człowieka. Sprawdzali mnie czy ich nie oszukuję. Wahałem się, już chciałem się wycofać, lecz dzięki temu, że pokaże im, że jestem jednym z nich - uratuję wiele osób. Uratowałem już tyle ludzi, niektórzy nie wiedzieli co powiedzieć jak mówiłem do nich "uciekaj!". To wspaniałe uczucie, choć ryzykowne. Jednak nie mam nic do stracenia. Muszę walczyć, po to tu jestem. To moja misja i wykonam ją.
Monolog Alka tak mnie pochłonął i wzruszył, że było mi głupio, że tak o nim myślałam. Jest mi wstyd. 
Jednak zrozumiał mnie i nie miał pretensji. Przytulił mnie mocno i powiedział żebym się nie bała. Z uśmiechem na ustach powiedział, że z taką grupą rozbroimy tych hitlerowców. Ulżyło mi, że nie jesteśmy sami z tym wszystkim, że mamy kogoś do pomocy. Wsparcie to fundament podczas wojny. Bez niego ciężko jest teraz coś uzyskać.
Alek poszedł do kuchni coś zjeść. Ja po chwili także powędrowałam za nim, bo zrobiłam się głodna. Zrobiliśmy sobie kanapki, jak zawsze. Na nic droższego nie mogliśmy sobie pozwolić. Pieniędzy mało, a trzeba z czegoś żyć.
Alek szybko uwinął się ze śniadaniem. Potem szybko pomaszerował do pokoju Janka, gdzie spał Kamil i obudził go. Mój brat i jego koledzy przez chwilę coś szeptali, ale niestety nie usłyszałam o czym mówili. Z drugiej strony nieładnie jest podsłuchiwać. Chłopcy wybiegli szybko z pokoju Janka i ruszyli ku drzwiom.  
- Gdzie idziecie? Spytałam Alka.
- Nie bój się, niedługo wrócimy. – odpowiedział.
- Uważajcie na siebie! - odparłam.
Powiedziawszy to Alek wyjął z kieszeni tą nieszczęsną kartkę, która rano narobiła sporego zamieszania i pomachał mi nią. Roześmiałam się. Drzwi trzasnęły i chłopców już nie było.
Dziwiło mnie to, że mój brat z nimi nie poszedł. Czyżby ta trójka coś ukrywała? Nie no daruję sobie te podejrzenia wobec wszystkich. Nic tym nie wskóram.
Chyba pójdę poczytać książkę. Zadowolona ruszyłam w stronę mojego pokoju. Zmęczona po rannych wydarzeniach oddałam się lekturze. I tak oto zleciał zleciał mi cały dzień. Nawet nie wiecie, jak książki wtedy podtrzymywały mnie na duchu. Tylko w nich miałam oparcie i oczywiście w najbliższych.
Gdy szłam spać nie miałam jak zawsze negatywnych myśli, wręcz przeciwnie. Usnęłam z myślą, że jutro będzie lepiej, że stanie się w końcu coś, co ucieszy wszystkich. No i po części się spełniło. Stało się coś czego nikt sobie nie wyobrażał. Coś co zmieniło wszystko, przekreśliło wszelakie nadzieje na lepsze jutro.


niedziela, 1 czerwca 2014

01. Strach

         Poranek nie zapowiadał się zachęcająco, jest piąta rano, a ja po raz setny nie mogę lub po prostu nie potrafię zamknąć oczu. Za bardzo przeraża mnie sytuacja poza domem. Ciągle słyszę strzały, są głośne i bardzo donośnie, szumią w uszach jak wicher, który nagle zjawił się po środku spokojnej, cichej łąki. Słońce przyćmione szarymi kłębami duszącego dymu, powoduje, że wszystko wokół staje się mroczne i nieprzeniknione. Wyglądam przez okno, delikatnie uchylając poszarzałe firanki - Warszawa w jednej chwili staje się wielką ruiną. Ruiną, w której każdy toczy walkę o swoje życie, gdzie każda godzina może być czasem śmierci, ze strachem na powiekach przeżywają kolejne dni straszliwego umęczenia, którego nie można się pozbyć. Na ulicach widzę przerażone dzieci, nie mające pojęcia, co się tak naprawdę dzieje, uciekają i chowają się w każdy kąt. W moich ustach zastygają słowa modlitwy. Wiara w to, że Bóg pomoże, okazuje się silniejsza niż jakikolwiek  strach. Bynajmniej to mnie w jakiś sposób podtrzymuje na duchu. Oczywiście rodzina też. Gdyby nie rodzice, cóż... nie wiem co by się z nami teraz działo. Mama i tata są w pełni zaangażowanymi działaczami społecznymi. Mama  pracuje jako pedagog w szkole. Świetnie odnajduje się w swoim niełatwym zawodzie. Wszyscy się nią zachwycają, ma świetny kontakt z młodzieżą. Tata natomiast opiekuje się niepełnosprawnymi dziećmi. Miłość z jaką poświęca się temu, co robi - sprawia mu ogromną radość. Być może to przez ich pracę nasze więzi są tak silne. Rozumieją każdy problem. Zawsze mogę na nich liczyć. Na brata również. Od dziecka z Jankiem byliśmy bardzo przywiązani do siebie. Czy to zabawa, czy spacer - zawsze razem. Zdarzały się kłótnie w rodzinie, ale szybko mijały. Nie potrafiliśmy się na siebie gniewać. W końcu rodzina to rodzina - powinna żyć w zgodzie. Jednak było jedno 'ale' Całą tę harmonię burzyła wojna, niszczyła wszystko, co stanęło w zasięgu jej możliwości. Nie litowała się nad ludźmi, nie wybrzydzała. Zabierała to co najcenniejsze: szczęście i pokój. W codziennym podążaniu do sklepu często zostawałam zatrzymywana, ponieważ myślano, że przenoszę niby jakieś tajne informacje. Myślicie pewnie, że się przyzwyczaiłam? Wcale nie! Panicznie się bałam. Przechodząc obok niemieckich wozów, zaraz ogarniał mnie paniczny lęk, który ogarniał całe moje ciało. Gdy tylko brat nie był zajęty, chodził ze mną. Pogawędka z nim dawała mi otuchy. ''Nie warto się poddawać, trzeba z nimi walczyć. To hitlerowskie świnie! Nie wygrają z nami choćby i chcieli'' - powtarzał mi zawsze Janek, co podnosiło mnie na duchu. Zegar wskazuje godzinę 7.00. Słyszę jak rodzice zrywają się z łóżka. Zawsze potem pośpiesznie i ''po cichu'' pędzą do pracy. ''Po cichu'', tak po cichu... Wszelka pomoc, jak i nauka dzieci w szkołach była ograniczona lub też często zakazana przez niemieckie władze. Dlatego rodzice pędzili rano dopracy by uniknąć spotkania z ulicznymi przeciwnikami - Niemcami. Może to i dobrze, że nawet w taki okres mama i tata chętnie pomagają ludziom. Jednak bardzo się o nich boję. Boję się, że gdy złapią ich ''na gorącym uczynku'' to może im się coś stać. Mogłam ich tylko rano odprowadzać wzrokiem do zakrętu na ulicy. Potem kontakt się zrywał. Ja natomiast zawsze zostaje w domu. Czasem sama, czasem z bratem. Nie mogę nigdzie wyjść ani się przejść, wiem jaka jest sytuacja i sama nawet nie próbuję buntowniczych metod polegających na ucieczce z domu. Nie sprzeciwiam się rodzicom.
       Dzień jak co dzień- wstaję, jem śniadanie i zabieram się do nauki. Niestety muszę uczyć się w domu i zdarza się, że podejmuję naukę sama. Nauczanie młodych Polaków było zabronione, a większość szkół w mojej dzielnicy została zamknięta. Czasem ciężko było opracować materiał, ale jakoś daję radę. Po nauce zawsze siadam przy oknie w kuchni i rysuję albo śpiewam To pozwala mi się zrelaksować i zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Szkoda, że tylko na chwilę, a nie na wieki... I tak czasem upływa mi cały dzień. Najgorzej jest wtedy, gdy czas płynie wolno i ociężale. Wtedy czuję, jakby miał się nie skończyć. I siedzę tylko wpatrzona w okno, słysząc wystrzały karabinów, armat i widząc uciekających ludzi. Bywa, że nie jestem zadowolona ze swojego bycia. Tylko siedzę, krzątam się bez celu po domu albo robię tysiąc innych rzeczy, w których czasie mogłabym robić tysiące, tylko nieco bardziej pożyteczniejszych. Myślałam nawet o wstąpieniu do tutejszego związku harcerzy "Szeregi". Od dawna marzył mi się harcerski strój i ta radość z pomocy innym. Posiadałam tak mocny zapał do walki, że w końcu zaczęłam działać. Gdy tylko mama miała dobry humor, od razu przechodziłam do tego tematu, ponieważ ojciec był całkiem ugodowy, to musiałam negocjować tylko z nią. Uparta była zawsze, ale czasem wiem co zrobić, żeby uległa. Akurat tego dnia było nie najgorzej, bo zyskałam już zgodę obojga rodziców aby wstąpić do "Szeregów". Cudownie! Teraz tylko pozostało czekać na pierwsze spotkanie. Ech, nie mogłam w to uwierzyć! Tak bardzo się cieszyłam. Tak bardzo pragnęłam już spotkania, że nie mogłam opanować szczęścia, które we mnie zakwitło z mocą, jakiej nigdy nie czułam. Z tej radości nie zauważyłam jak już zrobiło się późno. Szybko pomaszerowałam do łazienki, a potem do łóżka. Myślałam, że szybko zasnę, jednak gdzieś około 1 w nocy, znów się zaczęło. Jeden strzał, potem drugi i seria następnych. Z każdym następnym coraz bardziej ogarniał mnie strach. Kto wie, co może się stać. Usłyszałam kroki. To mama, szła do kuchni. Z różańcem w ręku zaczęła się modlić. Tata spał, a Janek ... Janek jak zwykle coś grzebał, słyszałam szelest kartek z jego pokoju. Próbowałam usnąć, ale bez skutku. Uliczne hałasy dawały się we znaki. Nie spałam całą noc. Toteż dało się zauważyć rano. Wyglądałam strasznie. Mój brat powiedział, że jakbym się pokazała teraz na ulicy Niemcom, odwołaliby wszystkie dotychczasowe działania. Drwił ze mnie, ale często lubił się ze mnie naśmiewać, lecz nie dla urazy. Po prostu kochał się ze mną droczyć. Z resztą ja z nim też. Co to za rodzeństwo, które sobie nie dokucza? My byliśmy wzorem godnym do naśladowania dla każdego brata i siostry.
Jak ten czas szybko leci! Już 11.00 . Rodzice dawno poszli do pracy. Janek także gdzieś wyparował. Z resztą nie nadążałam za nim. Wszędzie było go pełno. Czasami aż za bardzo.
Idę do kuchni, trochę zgłodniałam. Byłam zmęczona po nauce. Dziś biologia i geografia. Aaaaj ciężko było, ale dałam radę. A teraz znów to samo - odpoczynek. Odpoczynek, który zaczynał doprowadzać mnie do szału! Nie mogłam ciągle siedzieć w domu i gapić się w ściany albo patrzeć przez okno. Na szczęście jutro pierwsze spotkanie harcerzy. Tylko to mnie w tej chwili pocieszało. Bardzo chciałam, żeby nastał kolejny dzień! Lecz nie jestem czarodziejem, nie mogę przyśpieszyć czasu. Czekałam i czekałam i w końcu ... przyszedł Janek. Zadowolony jakby się coś stało, dumny jak paw. Musiał coś wykręcić. Pewnie znów namalował jakieś dzieło na niemieckim budynku. To zawsze sprawiało mu wielką frajdę. Jednak nie wchodziłam w szczegóły, bo i tak zadając mu masę pytań, niczego szczególnego się od niego nie dowiedziałam. Rodzice też już wrócili. Jednak mniej zadowoleni niż Janek, wręcz wściekli. Zapytałam mamy co się stało. Powiedziała mi o wszystkim, co i mnie także doprowadziło do złości. Gestapo zauważyło ich, jak po kryjomu wymykali się, że szkoły. W ostatniej chwili tata zauważył, że ktoś na nich patrzy i zdążyli uciec. Obydwoje widzieli jak gestapowiec pośpiesznie podąża do wozu, w którym siedziała straż. Było oczywiste, że chciał ich nasłać na moich rodziców. I co teraz? Jedyny budynek, w którym potajemnie pracowali moi rodzice zostanie pewnie zamknięty albo zarekwirowany przez niemieckich nazistów. No świetnie! Co teraz będzie? W tej chwili jeszcze bardziej wyzwalał się we mnie wulkan gniewu. Ja im pokażę! Idę spać. Mam nadzieję, że wstanę jutro roześmiana, jednak czy wypoczęta to nie wiem, bo niedługo pewnie zaczną się strzelaniny. Mam .. właściwie mamy ich już serdecznie dosyć. Te nocne łapanki, krzyki, piski, strzelaniny. To coś nie do opisania. Jeszcze to, że w każdej chwili ktoś może wpaść do mieszkania i zrobić z tobą co chce... wolę o tym nie myśleć. Próbuje zasnąć, jednak kiepsko mi to idzie. Moje myśli, nie pozwalają mi zasnąć, a na zewnątrz panuje straszny hałas. Otulona pod ciepłą kołdrą, leżę i patrzę w jeden punkt. Zero kontaktu. I nagle wystrzał! Serce podskoczyło mi do samego gardła. Wyrwana gwałtownie ze stanu hipnozy, spowodowany strzałem, poczułam się, jakby kula leciała wprost na mnie. Nagle powoli wszystko ucichło. Cisza, spokój i w końcu spokojny sen. ...
- Pobudka ! Idziemy na spotkanie!
- Yyy tak, tak już, już wstaję, taaaak....
- Magda wstawaj! No dobra twoja strata. Nie zamierzam czekać na ciebie wieki.
- Wstaję, wstaję! ... Janek? - Tak Janek. Rodzice kazali mi z tobą iść na to spotkanie harcerzy. - Ooo świetnie! Jakże się cieszę, że idę z tobą. Przytuliłam mocno brata. Bardzo się cieszyłam, że ze mną idzie, choć szkoda, że rodziców nie będzie ze mną. Przeżyje to. A teraz pośpiesznie lecę do łazienki. Zostało mało czasu. Przecież nie spóźnię się na to na co tak długo czekałam... Uf, udało mi się ogarnąć w pół godziny. W końcu możemy iść. - No to idziemy - odpowiedział Janek. Szare ulice, pogoda też niczego sobie, ludzie, którzy konają na ulicach. Lekki dreszcz przechodzi mnie co chwila. I ten strach, że za chwilę możemy znaleźć się na miejscu tych ludzi. Janek prowadził. Wybrał jakiś skrót, gdzie nie ma nikogo kto pilnuje. No może stało tam z dwóch czy z trzech strażników, ale udało nam się przemknąć. Już dochodzimy. W niewielkim budynku mieściła się tajna siedziba "Szeregów". Tak, była tajna. Trzeba było uważać, bo każdy nieostrożny ruch i tajemnica o "Szeregach" wyjdzie na jaw. Tego najbardziej obawiała się moja mama. Bała się, że kiedyś ktoś wyda naszą organizację i zrobią z nas proch. W przenośnym znaczeniu proch, oczywiście, choć może nie... aczkolwiek nic mniej okrutnego mogliby nam zrobić. Weszłam do środka. Trzymałam brata za rękę. Nie, to nie ze strachu tylko z przyzwyczajenia. W środku budynek wyglądał równie nie ciekawie jak i na zewnątrz, ale nie ma się co dziwić. W tych czasach luksus to jedynie marzenie. Gdy tak szłam korytarzem, z pokoi zaczęła wychodzić młodzież. Widziałam ich wzrok. Widać było wyraźnie jak cieszyli się na mój przyjazd. Takie miałam odczucia. Teraz najważniejszy moment dnia, czyli rozmowa. Troszkę się denerwuję, że chlapnę coś nie potrzebnie albo czegoś nie powiem, a okazało się, że rozmowa wypadła jeszcze lepiej niż oczekiwałam. Dostałam się do "Szeregów". Jestem harcerką! Właśnie w tej chwili spełniło się moje największe marzenie. Pani Ula, która była jedną z przedstawicielek związku harcerzy, zaprowadziła mnie do młodzieży. Wszyscy powitali mnie tak serdecznie i miło. Świetnie się czułam w ich towarzystwie. Od dawna nie rozmawiało mi się tak dobrze. I to w dodatku z ludźmi, których nie znam. Mój brat obserwował mnie zza szyby i pilnował, bo to był jego główny cel, kiedy szedł tu ze mną. Po chwili przyszedł do mnie. Włączył się w rozmowę z całą drużyną. Poznał nawet kolegów, którzy byli w jego wieku. Nie spodziewał się, że nawet i tacy tutaj są harcerzami. Widać było w jego oczach radość. Już dawno tak jak i ja nie mógł tak się wygadać. Alek i Kamil - tak nazywali się nowi przyjaciele mojego brata. Byli bardzo energiczni i wygadani. Zupełnie jak mój brat. Miałam nawet myśli, czy czasem nie podmienili mnie w szpitalu. No, ale nie. Za dużo mnie łączyło z Jankiem, aby twierdzić, że nie jesteśmy rodzeństwem. Jeśli chodzi o jego kolegów, to też ich poznałam. Gawędziło nam się świetnie. Ani minuty nie widziałam u nikogo smutku. Jednak Janek później po rozmowie z Alkiem dziwnie się zachowywał. To znaczy chodził taki zamyślony, dumał ciągle nad czymś, a potem gdzieś przepadł. Biegłam już do drzwi, aby go szukać i nagle wpadłam na Alka. Powiedziałam mu, że Janek gdzieś przepadł i martwię się o niego. Uspokoił mnie. Z wielkim uśmiechem powiedział, że brat zaraz wróci, lecz nie chciał zdradzić nic więcej. I nagle gdy się odkręciłam od drzwi pośpiesznie wpadł zadowolony Janek. Stanęłam jak słup. Kilkanaście razy patrzyłam na brata z niedowierzaniem. Ubrany był w strój harcerski. Dostał nawet odznakę harcerza. Ha! Mój brat został harcerzem. Parsknęłam śmiechem, a za mną wszyscy. Podbiegłam do brata i mocno go uściskałam. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych tam. Ciekawe co skłoniło go do podjęcia takiej decyzji. Pewnie nowi koledzy. Hmm, mogłam im podziękować. Nie będę miała się już czego bać, jeśli będę z Jankiem. Cudownie!
 Dryń dryń! Usłyszeliśmy dzwonek. Wszyscy ustali na baczność. Pan Krzysztof i Pani Ula przeczytali regulamin "Szeregów", ponieważ wstąpiło dzisiaj sporo młodych harcerzy. Siedziałam i słuchałam cierpliwie. Potem przeczytali nam nasze funkcje, co będziemy robić, co możemy, a czego nam nie wolno. Na koniec złożyliśmy przysięgę harcerską.
     Cały dzień mile mi zleciał. Nie żałuję, że tu przyszłam. Nie mogę się już doczekać następnego spotkania. A teraz idziemy do domu. Troszkę w postrachu, bo było już ciemno. No, ale miałam Janka, Alka i Kamila, więc strach poszedł na bok. Ciężko było przedostać się do domu. Mknęliśmy za wozami gestapowców tak szybko jak się tylko dało. W końcu dotarliśmy do domu. Rodzice martwili się o nas i przy tym byli troszkę źli na nas, że nie poinformowaliśmy ich, że wrócimy później i, że wrócimy z gośćmi. Lecz Alek od razu udobruchał mamę, a z tatą się dogadali. Janek powiedział rodzicom, że koledzy będą dziś u nas spać, bo muszą być szybko jutro w pewnym miejscu. Nie chcieli powiedzieć gdzie. Czułam, że Janek coś wie, ale nie pisnął ani słowa. Potrafi dotrzymać tajemnic. Wiem coś o tym.
Siedziałam przy stole półprzytomna. Mama wysłała mnie do łóżka. Nie dyskutowałam, bo tylko o tym teraz marzyłam. Nie przeszkadzało mi nawet już strzelanie i piski zza okien. Słyszałam jak wszyscy rozchodzą się do łóżek. Prawie już spałam, gdy nagle usłyszałam, jak coś spadło. Ugh, to był Alek. Janek wysłał go do mojego pokoju, bo nie było już miejsca w pokojach. Nie miałam pretensji do brata. Przegadaliśmy pół nocy. Odechciało mi się spać. Alek naopowiadał mi, co mu się zdążyło natrafić w ciągu kilku tygodni. Wspomniał też coś o służbie w harcerstwie. Świetnie mi się z nim rozmawiało. Jednak wiecznie nie będziemy gadać. Około 3 nad ranem poszliśmy spać. Ja z myślą, że nie mogę doczekać się następnego dnia.
Jednak to co się wydarzyło potem, było jak najgorszy sen. Chciałam uciec od tego wszystkiego. Czułam się jak w klatce. Nie mogłam nic zrobić, milczałam ...




" Chodź ucieknijmy stąd,
nie patrząc czy ma to jakikolwiek sens,

chodź ucieknijmy stąd ... "






Proszę o wyrozumiałość, ale to mój pierwszy blog i jak widać rozdział ;) Mam nadzieję, że nie zawiodę :)

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

00.Prolog

Głuchy trzask na zewnątrz powoduje napięcie wokół mnie. Rozglądam się nerwowo dookoła, ale niczego nie widzę. Zimny nóż w ręce daje mi lekkie poczucie bezpieczeństwa, jednak to zbyt mało. Bezpieczny kąt odszedł razem z nimi. Ich już nie ma, a jego zabrali. Śmierć czeka na mnie wszędzie, ze wszystkich stron otaczają mnie wrogowie. Nigdzie nie jest bezpiecznie... Warszawa lub raczej jej pozostałość jest miejscem szczęścia i rozpaczy jednocześnie. Jestem bezbronna, choć srebrny sztyket w ręku może mnie ochronić. Życie zmieniło się w piekło, całkiem niedawno, jednak nic nie jest w stanie stanąć na drodze miłości i wolności.
W płucach czuje żar, który rozprzestrzenia się po całym ciele, chęć zemsty i obarczenia winą kogokolwiek mnie przytłacza.
Obserwuję ulice przez okno, gdy nagle dostrzegam obcych ludzi. Adrenalina podskakuje maksymalnie, łapię nóż i przygotowuję się do obrony. Mój mózg myśli teraz tylko o nich. Podnoszę się z miejsca.
Czas zacząć walczyć...